niedziela, 16 sierpnia 2015

Epilog

2017 rok, 16 maja
Kiedyś myślałem, że miłość to tylko uczucie. Coś, co da się poskromić. Po prostu iść dalej przez życie zapominając o szaleńczym biciu serca ciągnącym nas do tej jedynej osoby, uzupełniającej brakującą połówkę. Później pojawiła się Mila, która równie szybko odeszła. I wszystko zrozumiałem. Miłość nie jest ot tak zwykłym uczuciem. To siła łącząca dwójkę ludzi, dająca im możliwość przezwyciężenia nawet największych problemów, trwania przy sobie, cieszenia się życiem. Coś, co czyni nas szczęśliwymi.
Kiedy naprawdę kochasz, nie jesteś w stanie myśleć o nikim, ani o niczym innym. Przed twoimi oczami cały czas stoi jej twarz. Uśmiechnięta, radosna, bo właśnie taka cieszy Cię najbardziej. Jesteś w stanie zrezygnować dla niej z dotychczasowego życia, ze spełniania marzeń, bo nic nie jest tak ważne, jak podanie jej pomocniej dłoni. Pocieszenie w ciężkich chwilach, przytulenie, kiedy tego potrzebuje. Ta miłość jest tak intensywna, że w ogniu, który płonie we mnie może spalić się wszystko, prócz uczucia w jej stronę. Napełnia moje wnętrze pozytywną energią, pobudza uczucie szepczące Ci do ucha 'możesz zrobić wszystko, jeśli tylko zechcesz'.
Od śmierci Mili minęły trzy lata, a ja stałem na środku murawy londyńskiego stadionu ze łzami w oczach. Jeszcze nie zarejestrowałem dokładnie ostatniego gwizdka, tak upragnionego dla wszystkich Cule. Po remisie 2:2 w dwumeczu przechodzimy do finału bramką na wyjeździe. Opadłem na ziemię, przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej, zaraz nad sercem, po czym uniosłem palec wskazujący ku niebu. Piłkarski świat wiedział, co to znaczy. Wszystko, czego w tym spotkaniu dokonałem, dedykowałem zmarłej córeczce. Nie byłem w stanie zapomnieć o jej maleńkich rączkach, drobnych nóżkach, subtelnej, jakby uśpionej twarzyczce. Nadal znaczyła dla mnie piekielnie wiele.
- Mamy to! - wydarł się Neymar, skacząc wprost na moje plecy.
Zaśmiałem się serdecznie.
- Dzięki tobie Ney!
Mrugnął jednym okiem, przytulając sześcioletniego Daviego. Zaraz podbiegł do Cah, z którą zszedł się zupełnie niespodziewanie i położył dłoń na jej pięciomiesięcznym brzuchu.
Szybko się odwróciłem, jakby w amoku przyglądając się tym razem małemu Milanowi z Sashą. Zaraz obok był Leo. Trzymał na rękach półtorarocznego Benjamina uśmiechającego się szeroko do stojącego przed nim Thiago. Każde dziecko przypominało mi o Mili. Uświadamiało, jak wiele mogłem jej dać. Szczęście, prawdziwą rodzinę, miłość.
Potrząsnąłem głową. Nie chciałem wpaść po raz kolejny w dołek. Przecież dostaliśmy się do finału Ligi mistrzów! Mieliśmy szanse na szóste trofeum w historii klubu!
Przebiegłem odległość dzielącą mnie od trybun. Wyszukałem w tłoku znajomą twarz i poczekałem, aż do mnie zejdzie. Kilka sekund później już trzymałem ją w ramionach. Mogłem wtulić twarz w jej ramie, wciągnąć kwiatowy zapach jej włosów i po prostu rozpłakać się ze szczęścia.
Ale wtedy wypowiedziała słowa, których nie spodziewałem się usłyszeć przez kilka kolejnych lat.
- Jestem gotowa - szepnęła. - Możemy postarać się o rodzeństwo dla Mili.
Uśmiechnąłem się. Jeśli czegoś byłem wtedy pewny, to tego, że mam najwspanialszą żonę na świecie. I bardzo, ale to bardzo chciałem mieć z nią drugie dziecko.
_______________
Czas się pożegnać...
Wiem, że pewnie wiele z was oczekiwało kolejnych rozdziałów, ale prawda jest taka, że nigdy nie miałam nawet najmniejszego zamiaru ich tworzyć. To miało być króciutkie opowiadanie o jednym z piłkarzy Blaugrany;) Mam nadzieję, że wam się podobało. Bo jak dla mnie... Nigdy nie napisałam lepszego. Tak, tak mi się wydaje :)
Dziękuję za każdy komentarz, każdą opinię i każde wyświetlenie. Jesteście wspaniali!
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. A skoro tutaj się żegnamy, to zapraszam was na inne moje opowiadania, dopiero co zaczęte:


Oraz na podstronę (http://suenos-pisze.blogspot.com/), na której postaram się systematycznie informować o nowościach ;)
Mam nadzieję, że wpadniecie i... Do Zobaczenia!! ;*