niedziela, 15 marca 2015

Jeden

Ciemność. Dokładnie to ogarniało moje zmarnowane ciało, kiedy dwóch zdyszanych piłkarzy wpadło na środek szpitalnego korytarza. Zmarszczyłem brwi. Jednego kojarzyłem z mediów. Polak. Całkiem niezły w defensywie. Drugi był mi niemal obcy, co tylko spotęgowało ciekawość. Co mogli tutaj robić? Czy jeden z nich był chłopakiem Cailin? Może nawet mężem? Ganiłem się w myślach za tak pesymistyczne wersje wydarzeń. Przecież powinienem być nastawiony jak najbardziej pozytywnie. Problem w tym, że chyba nie umiałem. Całe to miejsce strasznie działa na psychikę. A moją w szczególności. Nie pozostało więc nic, jak zaciskać pięści oczekując na jakieś wieści. Tak też robiłem. 
- Pauline! Co z nimi?!
Wytrzeszczyłem oczy. Czemu on użył liczby mnogiej?
- Bez zmian. Wiem tyle, ile godzinę temu. 
Potrząsając głową opadłem na plastikowe siedzenie wyłożone prowizoryczną pianką. Schowałem twarz w dłoniach przyswajając te okropne słowa. Czy to naprawdę musiało spotkać akurat ją? 
Wziąłem kilka głębokich wdechów starając się uspokoić szaleńcze bicie serca. Przetarłem piekące powieki, po czym zdezorientowanym wzrokiem spojrzałem ponownie na zawodników mojego byłego klubu. Zupełnie nowi. Jeden przybył z Francji, choć był rodowitym Polakiem. Drugi za to... zaczynałem go kojarzyć. Wychowanek Barcelony. Denis Suárez. Całkiem przystojny. Możliwie największy kandydat na konkurencję. Cholera! Ivan! Ogarnij się, takie gadanie nie ma najmniejszego sensu. Raczej wręcz przeciwnie, pozbawia go tych wszystkich spędzonych tutaj minut. Wylanych łez na cześć tragedii dopadającej moje ciało, umysł, rozum. Wszystko naraz. Bo bez niej przecież nic nie będzie takie samo. 
- Ale przeżyje, prawda? - Krychowiak zacisnął palce na ramionach Andaluzyjki. W jego oczach widać było niepohamowany strach, bliżej nieokreślone uczucie w kierunku leżącej na stole blondynki. Czyli jednak... - Kurwa, powiedz, że ona przeżyje!
- Uspokój się! - warknął Denis odpychając kolegę jednym, silnym ruchem ręki. Sam byłem przerażony, ponieważ zadawał pytania, na które obsesyjnie starałem się znaleźć twierdzącą odpowiedź. - Takim zachowaniem nikomu nie pomożesz!
Zszokowany zmarszczyłem brwi, gdy szatyn z impetem kopnął w ścianę. Oczekiwałem widoku okazałego wklęśnięcia, ale najwidoczniej byli przygotowani na takie wybryki. Jedynym efektem tego zagrania był przerażony podskok zrozpaczonej szatynki. 
- Wiem - usiadł na podłodze zalewając się łzami. - Ale choć raz mógłbyś postawić się na moim miejscu. Ona walczy o życie! 
- I wygra tą walkę. Powinieneś być dobrej myśli. 
Suárez złapał rękę dziewczyny desperacko oblizując wargi. Najwyraźniej sam nie był pewien, jaki to wszystko przybierze koniec. Ja też nie. I nie dałem rady przyswoić tych optymistycznych kitów. Mój świat nadal znajdował się na dnie. Wspomnienia sprzed wyjazdu do stolicy Katalonii przelatywały teraz w mojej głowie całą chmarą, napadały na smutek przechodzący falami przez moje ciało. Nasilały go, dolewały oliwy do piekącego ognia. Jego płonienie lizały moje ściśnięte gardło. Do tego dochodziły trzęsące się nogi, które z całą pewnością nie byłyby w stanie utrzymać mojego ciężaru. Zachwiałbym się i opadł na kafle. Może rozbiłbym sobie głowę. 
Przeczesałem palcami włosy czując, jak kolejne krople kapią na materiał klubowych dresów. Byłem ciekaw, dlaczego ludzie reagują z taką gwałtownością na podobne, okropnie dołujące wieści. Moja miłość w jej kierunku była oczywista. Ale przecież nie raz słyszało się o śmierci drugiej połówki. Nie jeden człowiek na tym świecie żyje bez ukochanej osoby, dalej idzie przez życie jedynie oglądając stare zdjęcia. Teraz dopiero zauważyłem powagę sytuacji. Naprawdę mogę ją stracić... 
- A Gerard? - wytężyłem słuch nieznacznie podnosząc wzrok. Krychowiak nadal siedział w swoim świecie nie zważając na otaczające go towarzystwo. Zwyczajnie się wyłączył. Z niewiadomych powodów nie umiałem pójść w jego ślady. - To z nim jechała, prawda? 
Cerrea delikatnie pokiwała głową drżąc. Doskonale wiedziałem, że Deulofeu był jej chłopakiem. Przesyłała mi sporo zdjęć, pisała, opowiadała o nim. Była naprawdę zakochana. A teraz mogła stracić wszystko, pielęgnowane od długiego czasu, szczere uczucie. Momentalnie przewertowałem nasze rozmowy szukając w nich jakiejś wiadomości na temat związku Cailin. Nie znalazłem jej. I chyba tylko dlatego poczułem pewnego rodzaju ulgę. Niewielką, ale jednak. 
- Prawie zginął na miejscu. Ciężarówka uderzyła w drzwi od jego strony - mocno ścisnęła szyję pomocnika mocząc jego koszulkę wypływającymi spod powiek łzami. - Amputowali mu prawą nogę. 
Nawet stąd widziałem, jak jego ciało momentalnie zesztywniało. Ewentualne wyjście z zaistniałej sytuacji oznaczało dla blondyna koniec gry w piłkę. Ani ja, ani on, ani nikt inny nie wyobrażał sobie podobnej sytuacji. Więc jeśli to naprawdę zależy od nas, jeżeli odejście na tamten świat jest tylko i wyłącznie naszym wyborem, nie zdziwiłbym się, gdyby zakończył wędrówkę po ziemi. Stałby się kolejnym znakiem Sevilli, dołączyłby do Antonio i na zawsze zajął górujące miejsce w sercach kibiców z Sánchez Pizjuán. Już razem stawaliby w wyjściowej jedenastce anielskiego składu, by parą, obaj okryci bielą, rozgrywać coraz to kolejne spotkania.
- Przeżyje - wyszeptał gładząc ją po włosach. Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem i choć nigdy wcześniej nie zamieniliśmy nawet słowa, zaczął się ze mną utożsamiać. Lekko pokręcił głową. Widziałem, ile sprawia mu to bólu. Jedynie przytaknąłem. Uśmiechnął się przez łzy. I w tamtej chwili staliśmy się jedną rodziną, która razem miała pokonać to bagno. 
Westchnąłem z furkotem wypuszczając powietrze. Cierpienie dopadało nie tylko mnie. Towarzyszyło także zwijającemu się pod ścianą Polakowi, trzymającemu kciuki za przyjaciela Hiszpanowi i tej drobnej, również niezwykle dla mnie ważnej Andaluzyjce. Razem łączyliśmy się w bólu. Ten wypadek miał zmienić wszystko. Wywrócić naszą codzienność do góry nogami. Tak się właśnie stało. 

***

Coś zmusiło mnie do przywołania pewnego wydarzenia. Miałem dziwne wrażenie, że to właśnie tamte chwile winne były za ten głupi, niezwykle brutalny wypadek, o którym media huczały od samego rana. Że to ja się do tego przyczyniłem. A taka myśl pogrążała mnie w jeszcze większej rozpaczy. 
Był gorący, lipcowy poranek. Siedziałem na tarasie małego domku niepewnie wpatrując się w ekran laptopa. Drżącymi i spoconymi od nadmiaru emocji palcami wpisywałem coraz to nowe hasła w wyszukiwarce. Barcelona, Blaugrana, Camp Nou, jeden z najlepszych klubów na świecie, możliwość grania w finałach Ligi Mistrzów, nowy, kuszący kontrakt... Nie rozumiałem własnej niechęci do powiedzenia nie i zostania tutaj. Z nią przy boku. 
Westchnąłem widząc przeróbkę koszulki z numerem czwartym. Było na niej moje nazwisko. I narodziło się kolejne pytanie. Czemu to ona nie może wyjechać ze mną? Zostawić tego kraju... Bo nienawidzi Katalończyków, odpowiedź była niezwykle prosta. Więc, do jasnej cholery, dlaczego Real Madryt nie mógł się mną interesować?! Wtedy nie stałbym przed tak ciężkim wyborem. Od razu złożyłbym podpis zabierając ją do stolicy najpiękniejszego kraju na Ziemi. W końcu kto nie marzy o grze dla jednego z hiszpańskich gigantów, do tego z ukochaną stojącą na trybunach w twojej koszulce? Szkoda jedynie, że na transfer do Królewskich nie posiadałem najmniejszych szans. Doszedł Toni, zaraz pojawi się także James... można jedynie dalej śnić na jawie. 
- Możemy pogadać? 
Gwałtownie podniosłem głowę mierząc wzrokiem gościa. Blond włosy delikatnie opadały na ramiona, zaróżowione policzki podkreślały głębię jej oczu, a zwiewna, biała sukienka idealnie podkreślała preferowany przez nią styl. Uśmiechnąłem się. 
- Oczywiście kochanie. Coś się stało? 
Przyciągnąłem ją do siebie momentalnie całując w usta. Nie odwzajemniła tego gestu, co wywołało u mnie wiele sprzecznych odczuć. Zszokowany odsunąłem się. Położyła dłonie na mojej koszuli ze łzami w oczach poprawiając kołnierzyk. 
- Nie możesz podjąć decyzji, prawda? - przytaknąłem, głośno przełykając ślinę. Kompletnie nie wiedziałem, do czego zmierza. I chyba wiedzieć nie chciałem. - W takim razie przybywam z pomocą. 
- W jakim sensie? 
Spojrzała w moje tęczówki uwalniając jedną łzę.
- Nie chcę Cię zatrzymywać, bo nie na tym polega idea miłości - zacisnęła powieki z bólem wbijając paznokcie w skórę moich ramion. - A skoro masz wątpliwości co do zostania tutaj, to znaczy, że nigdy jej między nami nie było. Powinniśmy się rozstać. 
Coś we mnie pękło. Nigdy nie usłyszałem równie mocno raniących słów. Jakby tysiące ostrzy nagle wbiło się w twoje ciało czekając na moment, w którym będą mogły zadać kolejny, ostateczny już cios. Tyle tylko, że były to odczucia psychiczne. W fizyce chyliłbym się ku śmierci. 
- Ale Cailin...
- Nie, to i tak nie miało sensu - wstała przeczesując jasne pasma palcami. Pociągnęła nosem usilnie starając się nie cofnąć tej decyzji. - Jedź, nie mam zamiaru Cię trzymać. Zresztą tak będzie lepiej dla nas obojga. 
Podniosłem się z miejsca. Wyciągnąłem dłoń w celu złapania jej ręki, jednak szybko ją cofnąłem widząc, jak kręci głową. Zmarszczyłem brwi wypuszczając słone krople na światło dzienne. Nie ma się co kryć z tak silnymi uczuciami. 
- Błagam Cię, przemyśl to... 
- Nie Ivan. Żegnaj. 
Po prostu odeszła. Odwróciła się niepewnie i skierowała ku wyjściu z ogrodu. A ja, załamany całą tą sytuacją, opadłem na drewnianą ławkę. Nagle zapragnąłem zostania w Sevilli, choć wiedziałem, że nie mam już tutaj czego szukać. Ona odeszła. Zostawiła mnie. Nigdy nie kochała. 
Idea mojego istnienia w jednej chwili straciła cały sens. 

***

Gwałtownie otworzyłem oczy jednocześnie z hukiem uderzając głową o twardą powierzchnię ściany. Dotknąłem obolałego miejsca krzywiąc się. Opanowałem pojawiające się w polu widzenia, rozmazane plamy, po czym spojrzałem przed siebie. Denis uśmiechnął się lekko, podając mi kubek z kawą. Ująłem go w dłonie napawając się buchającym ciepłem. Tego mi było trzeba. 
- Dzięki wielkie - wyszeptałem pociągając jeden łyk.
Usiadł obok, delikatnie kładąc dłoń na moim ramieniu. Zadrżałem. Nie spodziewałem się tak szczerej deklaracji współczucia.
- Powinieneś pojechać do domu. Zdrzemnąć się. Jak będzie wiadomo coś więcej, zadzwonię.
Momentalnie pokręciłem głową czując kolejne łzy pod powiekami. 
- Nie ma mowy. Zostaję! 
- Ivan, to nie ma sensu. 
- W takim razie czemu to ty nie pojedziesz? Dlaczego to ja mam ją zostawić? 
Zagryzł dolną wargę z wyrozumiałością. 
- Okej, skoro właśnie tego chcesz - pokazywał, że mimo krótkiej znajomości mogę na niego liczyć. Nawet w tak ciężkich chwilach. I byłem mu za to dozgonnie wdzięczny. - Byliście razem, prawda? 
Wskazał na drzwi bloku operacyjnego. Po raz kolejny głośno westchnąłem spuszczając wzrok. Moje serce przyspieszyło na myśl o wszystkich wspólnie spędzonych chwilach. Nie zamieniłbym ich nawet na wygraną Mistrzostwa Świata. Ta krucha blondynka była dla mnie zdecydowanie najważniejsza, a jej utrata sprowadziłaby mnie jedynie w stan silnej depresji. Mocniej zacisnąłem palce na papierowym naczyniu. Znów płakałem. Chyba nie wyzbędę się tego stanu do momentu, w którym będę mógł z nią normalnie porozmawiać. O ile w ogóle takowy nadejdzie. 
- Przez dwa lata - uśmiechnąłem się nieznacznie, ukazując tym samym, jak wiele znaczył dla mnie nasz związek. - Ale byłem tak głupi, że zostawiłem ją dla Barcelony. 
- Doskonale wiem, co ten klub potrafi zrobić z człowiekiem - odparł unosząc kąciki ust ku górze. - Mimo wszytko chyba bardziej zakochałem się w Sevilli. Sam nie wiem czemu, ale... kiedy zakładam te barwy czuję, że żyję. 
- Próba przekonania mnie do powrotu?
Zaśmiał się serdecznie. 
- A nie chciałbyś tego? 
- Ja to ja, on to on - westchnąłem wskazując śpiącego Polaka. - Mogłaby z tego wyjść niezła kłótnia.
- Czyli już zauważyłeś jego słabość do...
- Ciężko byłoby to przeoczyć. 
Oboje prychnęliśmy szczerze się uśmiechając. Pierwszy raz od kilkunastu godzin zaznałem chwilę stabilizacji. To parę sekund, w których nie martwiłem się o przyszłość Cailin.
- Nawet nie wiem, czy coś między nimi jest. Niby są tylko przyjaciółmi, ale ewidentnie dążą do czegoś więcej. 
Przełknąłem głośno ślinę pocierając dłonią brodę. Tego się właśnie obawiałem. 
Ale zamiast odpowiedzieć, z szybko bijącym sercem zerwałem się na równe nogi. Lekarz w białym kitlu stanął na środku korytarza. Jego twarz nie wyrażała żadnych, nawet najmniejszych emocji, co sprowadzało mnie na ziemię. Zaraz miałem się dowiedzieć, jak będzie wyglądała dalsza droga ku wolności. Moje miłosne epizody. Ze ściśniętym do granic możliwości żołądkiem przeszedłem parę kroków ułatwiając sobie tę czynność podporą w postaci zimnej ściany. Złapałem parę głębszych oddechów, po czym lewą dłonią otarłem zapłakane policzki. Nie wiem czemu, zaczynałem się bać. Czułem strach przed przyszłością. Z nią lub bez niej. Tej drugiej możliwości nawet do siebie nie dopuszczałem. Dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, jak ważne słowa padną z ust tego siwego, uodpornionego na tragedie mężczyzny.
_______________
Ta wzmianka o Antonio tak mi tutaj pasuje... Rany... ♥
I ogólnie podoba mi się ten rozdział. Bo jest Ivan. Bo jest Denis. Bo jest Krycha... Takie zbiorowisko wspaniałych piłkarzy, nieprawdaż? :')
Dziękuję za wszystkie komentarze spod prologu. Jesteście wspaniałe! ;*
I trzeba życzyć wszystkiego najlepszego mojemu miśkowi, który kończy dzisiaj 21 lat. Feliz cumpleaños Alvaro! Obyś kiedyś trafił do pierwszej drużyny Realu. Moje skryte marzenie <3

6 komentarzy:

  1. Nadal martwię się o tę dziewczynę! Szkoda jej i to bardzo! A jeszcze bardziej, szkoda biednego Ivana!
    Jak mogłaś tak potraktować Gerarda? -.- Zgiń i przepadnij duszo nieczysta! Rafa będzie płakusiał, bo przecież to są przyjaciele! Nie, zmieniam zdanie! Jednak najbiedniejszy jest Deulo, o!
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już Ci mówiłam, nie umiałam zrobić czegoś równie okropnego Denisowi. Za bardzo go lubię :') A Rafe pocieszysz, wierzę w Ciebie kochana ;*

      Usuń
  2. No i co z nią? Dlaczego tak to urwałaś? ;-; Będę się teraz niecierpliwić.
    Przepraszałam już, ale zrobię to jeszcze raz. Przepraszam, że nie skomentowałam prologu, ale dobrze wiesz, że jest genialny. Tak sam jak ten oczywiście! Uwielbiam! <3 Nie potrafię pisać takich pięknych komentarzy jak ty :'(
    Czekam na następny kochanie ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urwałam w tym momencie, żebyś się niecierpliwiła skarbie ;*
      Wybaczam ten brak komentarza przy prologu. Jak już mówiłam jakiś wielki cios to dla mnie nie był, zważywszy na to, że je czytasz <3
      I nie przesadzaj z tym zachwytem nad moimi komentarzami, bo mi tylko samoocenę podwyższasz. A to czasami bywa niebezpieczne ;*

      Usuń
  3. Ile emocji. Jestem pod wrażeniem. Czekam na kolejny :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło. Naprawdę cieszę się, że coś w was te moje prace ruszają :')

      Usuń